„Informatycy to mają dobrze” – tak myśli wielu z Was. Łatwo znajdują pracę, a ofert jest coraz więcej. Czy tak jest naprawdę? Oddajmy głos „świeżo upieczonemu” absolwentowi informatyki…
Poszukiwania pracy w branży nowoczesnych technologii tj. informatycznej, elektronicznej, telekomunikacyjnej może odbywać się na 3 sposoby: wysyłanie podań o pracę drogą elektroniczną, pocztą oraz chodzenie bezpośrednio po firmach. Pierwszy z nich polega z grubsza na wyszukiwaniu w Internecie firm z kręgu naszych zainteresowań i wysyłaniu poprzez e-mail swojego CV oraz listu motywacyjnego. Drugi sposób jest podobny – z tą różnicą ze trzeba wyszukać adresy firm i wysłać na nie CV i list motywacyjny pocztą tradycyjną. Trzeci sposób jest najbardziej bezpośredni: mając wydrukowane podanie o pracę udajemy się do interesującej nas firmy w celu rozeznania się lub też przeprowadzenia bezpośredniej rozmowy kwalifikacyjnej (czasem się coś takiego trafia). Każdy z tych sposobów charakteryzuje się określoną skutecznością. W nowoczesnych technologiach należałoby poszukiwać pracy wykorzystując narzędzia, które one nam właśnie dają, czyli posługując się formą elektroniczną, wysyłaniem podania o pracę e-mailem. Jest to chyba najskuteczniejszy sposób, ponieważ praktycznie nic nas to nie kosztuje a pocztę elektroniczną pracodawca sprawdza dość często. Na przesyłki pocztowe nie warto tracić pieniędzy, pomimo iż jest to forma bardziej reprezentatywna. Takie przesyłki najczęściej trafiają po prostu do śmieci (e-maile zresztą pewnie też są od razu usuwane ale zawsze możemy je wysłać kilka razy). Chodzenie po firmach daje możliwość bezpośredniego kontaktu z pracodawcą, a jeżeli zaprezentujemy się z odpowiedniej strony… Kto wie, może to właśnie nam zaufa i znajdziemy zatrudnienie w jego przedsiębiorstwie.
Internet jest potężnym narzędziem w poszukiwaniu pracy. W ułamku sekundy możemy znaleźć setki interesujących nas firm (szczególnie jeśli chodzi nam o informatykę). Najwięcej ogłoszeń o pracę jest właśnie w Internecie. Wystarczy je tylko znaleźć. Można korzystać z portali pośredniczących (tam jest naprawdę dużo ofert pracy), lecz człowiek bez doświadczenia (od razu po studiach) ma marne szanse, aby znaleźć za ich pośrednictwem pracę. Dominują tam ogłoszenia, w których poszukuje się pracownika z trzyletnim stażem na podobnym stanowisku (jest to oczywiście lekka przesada). Ale warto wysyłać dużo tzw. zaczepnych maili z zapytaniem czy jest jakaś praca w danej firmie. Im więcej wyślemy tym większa szansa, że ktoś nam odpowie i umówi się na rozmowę, a tam to już od każdego z nas zależy czy sobie poradzi.
Nieprawdą jest też twierdzenie, że zapotrzebowanie na informatyków jest ogromne. Owszem, jeśli chodzi o doświadczonych pracowników, a takich jest nie aż tak wielu, jak by się wydawało. Dlatego zapotrzebowanie na nich jest duże. Firmy nie chcą zatrudniać wykwalifikowanych specjalistów po studiach bez doświadczenia, ponieważ w dobie stagnacji nie mają nowych zamówień więc nowi ludzie nie są potrzebni. A jeżeli przyjmują do pracy to za marne 1000 zł netto. Jest to rzeczą co najmniej śmieszną, żeby człowiek po studiach (nawet najlepszych) tyle zarabiał… Aż się nie chce pracować…. Nieprawdą jest również, że zagranicą potrzeba wielu polskich informatyków – jeżeli już, to tylko najlepszych. Główną barierą jest język, no i oczywiście formalności. Trzeba najpierw znaleźć sobie firmę, która zechciałaby zatrudnić informatyka, a to nie jest takie proste.
Mit informatyka jako zawodu elitarnego powoli upada. Studia informatyczne staną się niedługo (a może się już stały?) czymś w rodzaju studiów typu marketing i zarządzanie.
Za mało miejsca, aby odnieść się do wszystkich poruszanych kwestii. Bardzo ciekawy artykuł, na temat najbardziej podstawowy o komunikacji. Byłam świadkiem jak w firmie szef blokował przepływ komunikacji, aby mieć większy wpływ na pracowników, większą władzę i większe profity z zajmowanego stanowiska.
W momencie podjęcia przez pracownika studiów podyplomowych, w skutek rywalizacji i pragnieniem nie zostania w tyle szef próbował równać do szeregu, ale dalej przeinterpretowywał kierowane do siebie informacje, zniekształcał i reagował typowo obronnie. Czasami miało się nieodparte wrażenie, że pracownicy przerastają szefa w umiejętności jasnego, skutecznego komunikowania się. Teraz szef nie jest szefem i szuka sympatyków wśród pracowników przypominając o… i sypiąc iskrami swojej byłej władzy. To co „mało doskonałe, pomarszczone i sfilcowane” w strategii komunikacji idzie w bezpowrotne zapomnienie lub oby do renowacji, czego życzę wszystkim zależnym.
A ja studiuję mechatronikę (4 rok) i pracuję jako informatyk od połowy 3 roku studiów. Programowanie było moją pasją już od pierwszej klasy liceum. Fachu nauczyłem się sam! W szkole nie uczą niczego pożytecznego (no prawie niczego). Gdybym miał polegać na szkolnych „mądrościach” to nigdy nie znalazłbym pracy w wymarzonym zawodzie. Na informatykę się nie dostałem bo za słabo umiałem fizykę i matematykę. Ale mam do gdzieś. Pewnie na informatyce teraz zawaliliby mnie tonami teoretycznych głupot. Dalsze moje narzekanie w dziale opisów kierunków studiów – Mechatronika. Ostrzegam. Dużo tam tego napisałem… 🙂
To prawda, uczelnie prywatne kształcą tak sobie, państwowe trochę lepiej. Jednak informatyk informatykowi nie równy – nawet po państwowej. To proste, żeby być dobrym w tej dziedzinie trzeba 10-krotnie więcej wiedzieć niż 3 wykładowców z uczelni państwowej. Znam mgr – ów informatyki po uczelniach państwowych, którzy najlepiej nadawaliby się do okrawania buraków. Ja magistra nie mam jestem prawie samoukiem, ale w umowie o pracę mam „specjalista d/s baz danych” i zarabiam tyle…, że nie narzekam. ps. sam studiuję na uczelni prywatnej bo papierka nie zawadzi mieć 😉 Stwierdzam jednak, że wykładowcy lepiej by się sprawdzali w pasieniu świń.
Jeśli studiujesz informatykę, jesteś na 3 roku i jeszcze nie pracujesz w zawodzie, to żaden z ciebie informatyk (a już na pewno nie będzie z ciebie informatyk)!
W moim tekście jest: „teRZ” powinno byc: „teŻ”. Ach ten pośpiech.